21 kwietnia na terenie byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz zebrał się ponad siedmiotysięczny tłu, do którego dołączyliśmy jako grupa uczniów śremskiego LO i Zespołu Szkół Ekonomicznych. Śrem, to drugie, po Kaliszu, miasto Wielkopolski, którego reprezentanci się tam znaleźli. Trzy kilometry, dzielące słynną bramę z napisem ,,Arbeit macht frei’’ od Birkenau przemaszerowaliśmy w skupieniu, pragnąc wraz z przedstawicielami wielu kręgów kulturowych, głównie Żydów z całego świata, uczci pamięć milionów ofiar holocaustu. Umożliwił to nam prof. Krzysztof Grzesiak, od lat zafascynowany tematyką judaistyczną. Dla większości z nas był to pierwszy udział w Marszu Żywych, który powstał z inicjatywy żydowskich środowisk z Izraela. Zwyczajowo Marsz odbywa się 27 dnia żydowskiego miesiąca Nissan, w dzień pamięci o powstaniu w getcie warszawskim, pamięci o Holocauście i wreszcie utworzenia niepodległego państwa Izrael.
Bramę obozu przekroczyliśmy na kilka godzin przed rozpoczęciem marszu. Otaczały nas głównie zorganizowane grupy młodych Żydów z różnych krajów, ubranych w niebieskie koszulki z napisem ,,Maszeruję dla …’’, pod którymi wypisywali imiona ofiar Zagłady, z którymi w jakiś sposób czuli się związani. Zaskakującym jest fakt, że byli to głównie ludzie bardzo młodzi, nie mogący pamiętać piekła hitlerowskich obozów. Poczuwali się jednak do złożenia hołdu poległym na największym cmentarzu świata. Mieliśmy okazję porozmawiać nie tylko z naszymi rówieśnikami, ale też byłymi więźniami Auschwitz. To właśnie ich historie poruszyły nas najbardziej. W sposób szczególny uświadomiły ogrom okrucieństwa, do którego nie wolno nigdy więcej dopuścić. Pan Martin Baranek, polski Żyd, mieszkający obecnie w Kanadzie, spędził w obozie 32 miesiące, dwukrotnie uciekając z kordonu ludzi, prowadzonych po selekcji, do komory gazowej. Opowiedział nam o tym otwarcie, mimo towarzyszącemu wspomnieniom bólu. Uważa, że jego obowiązkiem jest ciągłe przypominanie o tragedii, która współczesnym wydaje się tak odległa.
Marsz Żywych był dla nas również okazją do zetknięcia się z młodzieżą z innych kręgów kulturowych i przekonania się, że tak naprawdę więcej nas łączy niż dzieli. Z łatwością znaleźliśmy z nimi wspólny język. Czytamy te same książki, oglądamy te same filmy, mamy podobny stosunek do tradycji i historii. We wzajemnych kontaktach okazujemy się zaskakująco otwarci. Nowi znajomi z Izraela podarowali nam flagę swojego miasta (którego nazwy do tej pory nie udało nam rozszyfrować). Nie pozostaliśmy im dłużni – Polskę opuszczali z biało-czerwoną chorągwią.
Nasz pierwszy Marsz Żywych zapamiętamy jako pełen wrażeń i wzruszeń. Inicjatywy takie jak ta są z pewnością bardzo potrzebne. Budzą szczególnie w młodych ludziach świadomość historyczną, są okazją do międzykulturowych spotkań. Uczą tolerancji lepiej niż wszelkie szkolne pogadanki, telewizyjne spoty, czy uliczne billboardy. Z pewnością wielu z nas chętnie weźmie udział w tym przedsięwzięciu raz jeszcze.
źródło: Zuzanna Sarnowska i Klaudia Jankowska